niedziela, 31 stycznia 2016

Prolog.

Niektórzy mówią, że zmiana szkoły to nic takiego. Przecież, przez całe życie dokonujemy zmian. Mama mi mówi, że jestem wszechstronnie uzdolniona, więc sobie poradzę. Ale ja tak nie myślę. Całe życie chodziłam do szkoły artystycznej. Śpiewałam, grałam, tańczyłam, malowałam. Czekało na mnie stypendium. A życie jak zwykle płata mi figle. Mój ojciec stracił pracę i musimy się przenieść do innego miasta. Niestety nie będę miała możliwości dojeżdżać do mojej starej szkoły, więc muszę zacząć chodzić do lokalnej szkoły publicznej. Taniec, muzykę i sztukę muszę zamienić na niekompetentnych nauczycieli, zajęcia piłki nożnej i podrygiwanie cheerleaderek. Bo taniec to na pewno nie jest. Co najgorsze muszę zostawić moich przyjaciół. Oni mówią mi, że zawsze będziemy się przyjaźnić, ale ja wiem jak będzie. Będziemy mieli jeszcze kontakt przez około 2 lub 3 miesiące, a później się urwie...
- Catherine! Włóż ostatnie rzeczy do auta, musimy już jechać. - z rozmyślań wyrwała mnie mama. Nienawidzę, gdy tak do mnie mówi. Nie jestem Catherine, jestem Cat.
- Już idę! - zawołałam i schowałam ostatnie rzeczy do pudełka. Rozejrzałam się ostatni raz po moim pokoju. A raczej już nie moim.
- Tato pomożesz mi?! - krzyknęłam i wzięłam lżejsze kartony. Zapakowaliśmy wszystko do auta.
- Czyli możemy jechać? - zapytała mama, jakbyśmy po prostu jechali na wakacje.
- Sprawdzę jeszcze czy wszystko zabrałam. - odparłam i pobiegłam do swojego pokoju, usiadłam załamana na łóżku i patrzyłam w przestrzeń. Cholernie nie chcę wyjeżdżać, a mojej mamie jest to na rękę. Nigdy nie lubiła tego miasta i domu. Ona mnie po prostu próbuje i nie chce mnie zrozumieć. Nagle poczułam dłoń na moim ramieniu. Odwróciłam się i zobaczyła tatę. Usiadł obok mnie.
- Wiem, że nie chcesz wyjeżdżać. Nie mieliśmy innego wyjścia. - objął mnie - gdybyśmy tu zostali nie utrzymalibyśmy tego domu, ani nie mógłbym zapłacić za szkołę. Ale tam też się odnajdziesz. Jesteś świetną dziewczyną i masz bardzo dużo zainteresowań. Uda ci się - ucałował mnie w głowę - obiecuje, że nic się nie zmieni. A teraz jedziemy - wstał i podał mi rękę. Niechętnie ujęłam jego dłoń i wstałam. Poszliśmy do samochodu. Wsiadłam na tylne siedzenie.
- No to w drogę! - zawołał tata i odpalił samochód. Więc to koniec. Papa domku, papa znajomi, papa życie. Włożyłam słuchawki do uszu i włączyłam ulubioną muzykę. Przed dobrą godzinę patrzyłam przez okno samochodu, aż zasnęłam...

- Catherine, Catherine wstawaj, jesteśmy na miejscu - obudziła mnie mama. Wyciągnęłam słuchawki z uszu, przetarłam oczy i wysiadłam z auta. Zobaczyłam nieduży piętrowy domek. Był chyba o połowę mniejszy od poprzedniego domu. Weszłam niepewnie do środka. Rozejrzałam się. Weszłam do pomieszczenia, które łączyło w sobie kuchnie, jadalnie i salon. Bardzo przytulnie. Na wprost mnie było wyjście do niedużego ogrodu i schody na piętro. Weszłam po nich ostrożnie. Na górze znajdowały się dwie sypialnie, łazienka i nieduża garderoba. Znalazłam swój pokój. Był mniejszy od poprzedniego, ale równie przytulny. Przyniosłam kartony i się rozpakowałam. Może jednak nie będzie tak źle i polubię to miejsce?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz