Rysowałam rozmyślając o całym dzisiejszym dniu. Usłyszałam zza płotu śmiechy ludzi.
- Super, dobijajcie mnie. - szepnęłam do siebie i spojrzałam w stronę z której dochodził głos. Zobaczyłam biegającą po trawniku dziewczynę, którą poznałam w szkole - Amelię. Na tarasie siedziało kilka osób i się śmiało. W pewnym momencie dziewczyna mnie zobaczyła.
- Siema Cat! - krzyknęła - Więc ty tu mieszkasz. - uśmiechnęła się. - Z koleżankami liczyłyśmy na jakieś ciacho, ale nową kumpelą też nie pogardzimy. - dodała śmiejąc się.
- Przepraszam, że was rozczarowałam. - zaśmiałam się nieśmiało.
- Wpadniesz do nas? - zapytała już bardziej poważnie.
- Jasne, tylko się ogarnę. - uśmiechnęłam się i poszłam do domu. Weszłam do pokoju i otworzyłam szafę. Ubrałam wygodne spodenki i koszulę, poprawiłam makijaż. Spojrzałam na siebie w lustrze.
- Piękna. - zaśmiałam się, zawiązałam trampki i zbiegłam na dół.
- Gdzie się wybierasz? - zapytała mama.
- Do koleżanki obok - odpowiedziałam i poszłam do znajomej. Weszłam nieśmiało do ogrodu.
- Chodź piękna - zawołała koleżanka. Podeszłam do niej, a ona mnie objęła. - Kochani to jest moja nowa koleżanka z klasy Cat. Cat to moja ekipa. Tańczę z nimi. - wskazała na grupkę osób - Sisi, Matt, Stefan, Victoria, Ashton i Roxy. Poza nimi jest jeszcze kilka osób.
- Bardzo mi miło. - uśmiechnęłam się delikatnie.
- Siadaj. - powiedziała Amelia siadając na ławce i robiąc mi miejsce. Usiadłam tuż obok niej. - Wiecie, że Cat też tańczy?
- Poważnie - pisnęła Sisi. - myślałam, że co trenujesz, ale nie spodziewałam się, że tańczysz.
- Tańczę, śpiewam, maluje i gram. - uśmiechnęłam się delikatnie.
- I lubi się tym chwalić - zaśmiała się Amelia, a mi się zrobiło strasznie głupio. Dziewczyna chyba zrozumiała, że zrobiło mi się przykro, bo zawołała "żartowałam" i mnie przytuliła. Po chwili już sie wyluzowałam i prowadziłam ożywioną dyskusję z nowo poznanymi ludźmi.
Do domu wróciłam koło 22. Ten pierwszy dzień w szkole nie do końca był taki zły, jakby się wydawało. Następne dni wyglądały tak samo, wstałam do szkoły, spotykałam się z Amelią, szłyśmy do szkoły, później po kawę, do szkoły, lekcje, trening, Horan zniechęcał mnie jak się tylko dało do drużyny piłkarskiej, wracałyśmy do domu, szłyśmy się ogarnąć, potańczyć i do domu. I tak w kółko przez miesiąc. Aż nadszedł, że tak to nazwę - "Dzień przełomu". Pierwszego dnia wiosny trener miał ogłosić reprezentacje na zwody między szkolne, a do tego mieliśmy zostać poinformowani o realizacji projektu. Przyszłyśmy z Amelią do szkoły i trochę wiało pustkami. Spojrzałyśmy na siebie pytająco. Aż w końcu podeszła do nas nauczycielka matematyki.
- Dziewczynki zapraszam na aule. - powiedziała, a my podążyłyśmy we wskazane miejsce. Na auli siedzieli chyba wszyscy uczniowie naszego rocznika. Wraz z Amelią zajęłyśmy miejsca i czekałyśmy na to co się stanie. Po upływie 15 minut na scenę wszedł Dyrektor, a pierwsze rzędy zajęli nauczyciele.
- Witam wszystkich tutaj zgromadzonych. - zaczął dyrektor - pewnie się zastanawiacie dlaczego was tutaj zebrałem. Po raz pierwszy w naszej szkole będziemy realizować taki projekt. Ciekawy, ale jednak męczący. Za momencik profesor Shern przyniesie skrzynkę w której znajdują się wasze nazwiska. Na początku wylosuję 15 kapitanów. Następnie kapitanowie wylosują 6 osób do swoich grup. Wasza praca będzie polegała na nauce pracy w systemie hierarchii. Kapitan będzie osobą dającą pomysły i doglądająca realizacje. Co będziecie robić zależy tylko od kapitanów. Jak już każdy będzie miał drużynę dostanie opiekuna i opiekun wam o wszystkim opowie. Zaczynamy. - dyrektor zaczął losować, a ja się wyłączyłam. Wyczytywał jakieś nazwiska, aż usłyszałam swoje. Poderwałam się z miejsca i okazało się, że mam być kapitanem jednej z drużyn. Wyszłam na scenę i stanęłam w rzędzie. Dyrektor skończył losować kapitanów, teraz kapitanowie losowali drużyny. Każdy kapitan gdy wylosował drużynę dostawał opiekuna i szli omówić projekt by nie robić zamieszania.
Nadeszła moje kolej, podeszłam do skrzynki i losowałam nazwiska, które zaczęłam wyczytywać do mikrofonu
- Malik, Styles, Payne - wyczytywałam nazwiska przerażona faktem, że mam samych chłopaków, nagle zobaczyłam nazwisko Amelii - Irwin - zawołałam wesoło, losowałam dalej i w tym momencie myślałam, że gorzej być nie może, dwóch piłkarzy z którymi najbardziej się nie lubiliśmy - Tomlinson i Horan - powiedziałam od niechcenia a Amelia się zaśmiała. Podeszła do nas pani Donawan i poszliśmy do jej sali. Usiedliśmy na krzesłach. Pani Donawan usiadła na biurku.
- Więc kochani. Waszym kapitanem jest Cat i to ona podejmie decyzję co będziecie robić. Może być to wszystko. Cat, tylko pamiętaj. Musi to być coś na czym się znasz, coś co sprawia Ci przyjemność, tak abyś umiała nimi pokierować.
- Będziemy tańczyć balet - zaśmiał się Horan i przybił żółwika z Tomlinsonem.
- Blisko, założymy zespół - uśmiechnęłam się.
- Jaki zespół? - zapytał Zayn.
- Zespół muzyczny. Boysband. Ja będę waszym "menażerem" - powiedziałam robiąc cudzysłów w powietrzu - a Amelia będzie waszym choreografem - powiedziałam szczęśliwa. I nagle usłyszałam falę sprzeciwu.
- Hej, hej kochani! - starałam się ich uspokoić. - słyszałam jak wszyscy śpiewacie. Horan i Tomlinson pod prysznicem. Styles na lekcji, Zayn podczas rysowania a Liam gdy ćwiczy na siłowni. Nic nie szkodzi nam spróbować. - uśmiechnęłam się i usłyszałam dzwonek. - Widzimy się dzisiaj o 18 w Castel Pizza i wszystko omówimy. Poszłam na spotkanie z trenerem. Byłam bardzo ciekawa kto będzie w reprezentacji. Usiadłam na trybunach. Gdy wszyscy już byli na boisku trener zaczął:
- Nie przedłużając w reprezentacji są: Niall, Louis, Evan, Aaron, Tom, Andy, Cat, David, Michael i William. - powiedzial trener - widzimy się na pierwszym meczu w sobotę. - dodał i poszedł. Uśmiechnęłam się dumna.
- Nie wierzę, że baletnica będzie moją szefową i będę musiał z nią grać! Bez przesady - krzyknął Niall.
- William - stary wyluzuj.
- Nie! - Niall odepchnął go...
New now.
czwartek, 18 lutego 2016
wtorek, 2 lutego 2016
Rozdział 2 - Nienawidzę tej szkoły.
- Horan zajmij się sobą! - wrzasnął trener - Rozgrzej się, zaraz zaczynamy - powiedział do mnie. Pobiegłam po bieżni, która prowadziła dookoła boiska. Czułam na sobie wzrok wszystkich chłopaków będących na boisku. Bez spiny Cat. Jesteś dużo lepsza od nich. Gdy już byłam gotowa, podeszła do grona, które się zebrało wokół trenera. Wszyscy byli wyżsi ode mnie. Przecisnęłam się między nimi.
- Skoro jesteśmy wszyscy. Dziś nie będziemy ćwiczyć osobno, lecz podzielimy się na dwie drużyny i rozegracie mecz. Wybiorę dwóch kapitanów, który wybiorą sobie zawodników, a następnie ustawią ich na pozycjach. - trener rozejrzał się po tłumie. - Horan i ... i Smith. Zostajecie kapitanami - Chłopcy wyszli przed szereg, a trener wręczył im kamizelki. Chłopcy zagrali w tak zwanego "marynarzyka". Horan wygrał, wygląda na to, że to on wybierze pierwszy drużynę.
- Więc, Tom, Andy, Roger, Samuel, Austin, Jack, David, Michael, Oliver i William. - wytypował blondyn, a jego drużyna odeszła na bok.
- Dzięki stary - zaśmiał się James - to teraz ja chcę, Charlie, Jacob, Daniel, um... Andre? Luke, Freddie, Evan, Aaron, Nathan i... - chłopak się zastanawiał, zostałam tylko ja i jakiś dwóch chłopaków, którzy wyglądali na niedorajdy. - Niech będzie artystka - puścił do mnie oczko.
- Jestem Cat - burknęłam i podeszłam do drużyny.
- Chłopaków zapraszam na rezerwę, a wy macie teraz być zespołem, macie myśleć jak jeden organizm. Kapitanowie przydzielcie swoim zawodnikom pozycje i zaczynamy.
- Chce być na ataku - odezwałam się jako pierwsza, na co usłyszałam śmiech.
- Kotku zmiażdżą cię. - powiedział przez śmiech.
- Chce grać w ataku - powtórzyłam.
- Niech ci będzie - jęknął i przydzielił reszcie pozycje. Po chwili staliśmy już na swoich pozycjach i czekaliśmy na pierwszy gwizdek.
- Ej! Artystka! - usłyszałam wołanie, spojrzałam w stronę niosącego się głosu i zobaczyłam Nialla - powodzenia! - posłał mi buziaka i uśmiechnął się ironicznie. Przewróciłam oczami i usłyszałam gwizdek. Mecz się zaczął. Miałam tylko jeden cel - wygrać. Horan był przy piłce. Bez zastanowienia pobiegłam w jego stronę. Udało się, odebrałam mu piłkę, biegłam w stronę bramki, już chciałam ją podać Aaronowi, lecz w pewnym momencie poczułam pchnięcie. Z hukiem upadłam na murawę.
- To nie sport dla panienek artystko - powiedział Horan stojąc nade mną i podając mi rękę. Olałam go i podniosłam się samodzielnie. Otrzepałam się z trawy i wznowiliśmy grę. Po ciężkich 90 minutach gry niestety przegraliśmy. Ale na szczęście udowodniłam, że nie jestem tak beznadziejna. Mimo upokorzeń i obraźliwych żartów ze strony chłopków. Koniec meczu równał się końcowi treningu. Chłopcy pobiegli pod prysznic, a ja jeszcze udałam się do trenera,
- i jak? - spojrzałam na mężczyznę.
- Jak bardzo chcesz być w drużynie? - spojrzał na mnie
- Najbardziej na świecie. - odparłam z uśmiechem.
- Nie będziesz płakać jak się pobrudzisz, albo złamiesz paznokieć?
- Obiecuje, że nie.
- Biorę cię - uśmiechnął się.
- Dziękuję - podskoczyłam i pobiegłam do szatni, szybko się ogarnęłam, by jeszcze zdążyć zabrać książki. Poszłam do szkoły lecz nigdzie nie umiałam znaleźć klucza. Nagle przed sobą zobaczyłam Olivera.
- To chyba należy do ciebie. - pomachał mi kluczem przed oczami.
- ooo, dziękuje. - wyciągnęłam dłoń po klucz, a on położył go na mojej dłoni. Puścił mi oczko i poszedł do Nialla i reszty. Podeszłam do mojej szafki. Może nie są tacy źli? Może się do mnie przekonali? Otworzyłam szafkę i BUM! Wybuchła bomba z mąki. Usłyszałam za sobą śmiech. Odwróciłam się, zobaczyłam Olivera i resztę zespołu.
- Pamiętaj by nie zostawiać klucza bez opieki - powiedział Oliver. Myliłam się. Cały korytarz śmiał się ze mnie. Wzięłam resztę mąki, która została w mojej szafce i wysypałam ją na chłopaków.
- Artystka nie jest już oazą spokoju - zaśmiał się Horan. Trzasnęłam drzwiczkami od szafki, zabrałam torebkę i poszłam do domu. Nienawidzę tej szkoły, nie cierpię tych ludzi, mam dość tego miasta. Po chwili byłam już w domu. Na wejściu spotkałam mamę.
- Kotku co się stało? - zapytała widząc mnie całą w mące.
- Nic - odburknęłam i poszłam na górę. Wrzuciłam torebkę do pokoju i poszłam do łazienki wziąć prysznic. Co mam zrobić, aby móc wrócić do starej szkoły? Nie chce więcej widzieć tych ludzi. Prędzej utnę sobie ręce niż zacznę się z kimś przyjaźnić. Zmyłam z siebie całą mąkę, wysuszyłam się i ubrałam wygodnie. Wzięłam z pokoju zeszyt, ołówek i parę kredek. Usiadłam w niedużym ogrodzie. Zaczęłam rysować Boże, gdyby Niall nie był dupkiem, mógłby być zajebistym facetem. Jest bardzo przystojny. Ale Cat wybij go sobie z głowy, to nie człowiek twojego pokroju. A może w głębi duszy jest dobrym człowiekiem?
Od autorki: Kochani, jeśli jest ktoś, kto chciałby być informowany o nowych rozdziałach może dodać w zakładce "informowani" komentarz z linkiem do aska lub twittera.
- Skoro jesteśmy wszyscy. Dziś nie będziemy ćwiczyć osobno, lecz podzielimy się na dwie drużyny i rozegracie mecz. Wybiorę dwóch kapitanów, który wybiorą sobie zawodników, a następnie ustawią ich na pozycjach. - trener rozejrzał się po tłumie. - Horan i ... i Smith. Zostajecie kapitanami - Chłopcy wyszli przed szereg, a trener wręczył im kamizelki. Chłopcy zagrali w tak zwanego "marynarzyka". Horan wygrał, wygląda na to, że to on wybierze pierwszy drużynę.
- Więc, Tom, Andy, Roger, Samuel, Austin, Jack, David, Michael, Oliver i William. - wytypował blondyn, a jego drużyna odeszła na bok.
- Dzięki stary - zaśmiał się James - to teraz ja chcę, Charlie, Jacob, Daniel, um... Andre? Luke, Freddie, Evan, Aaron, Nathan i... - chłopak się zastanawiał, zostałam tylko ja i jakiś dwóch chłopaków, którzy wyglądali na niedorajdy. - Niech będzie artystka - puścił do mnie oczko.
- Jestem Cat - burknęłam i podeszłam do drużyny.
- Chłopaków zapraszam na rezerwę, a wy macie teraz być zespołem, macie myśleć jak jeden organizm. Kapitanowie przydzielcie swoim zawodnikom pozycje i zaczynamy.
- Chce być na ataku - odezwałam się jako pierwsza, na co usłyszałam śmiech.
- Kotku zmiażdżą cię. - powiedział przez śmiech.
- Chce grać w ataku - powtórzyłam.
- Niech ci będzie - jęknął i przydzielił reszcie pozycje. Po chwili staliśmy już na swoich pozycjach i czekaliśmy na pierwszy gwizdek.
- Ej! Artystka! - usłyszałam wołanie, spojrzałam w stronę niosącego się głosu i zobaczyłam Nialla - powodzenia! - posłał mi buziaka i uśmiechnął się ironicznie. Przewróciłam oczami i usłyszałam gwizdek. Mecz się zaczął. Miałam tylko jeden cel - wygrać. Horan był przy piłce. Bez zastanowienia pobiegłam w jego stronę. Udało się, odebrałam mu piłkę, biegłam w stronę bramki, już chciałam ją podać Aaronowi, lecz w pewnym momencie poczułam pchnięcie. Z hukiem upadłam na murawę.
- To nie sport dla panienek artystko - powiedział Horan stojąc nade mną i podając mi rękę. Olałam go i podniosłam się samodzielnie. Otrzepałam się z trawy i wznowiliśmy grę. Po ciężkich 90 minutach gry niestety przegraliśmy. Ale na szczęście udowodniłam, że nie jestem tak beznadziejna. Mimo upokorzeń i obraźliwych żartów ze strony chłopków. Koniec meczu równał się końcowi treningu. Chłopcy pobiegli pod prysznic, a ja jeszcze udałam się do trenera,
- i jak? - spojrzałam na mężczyznę.
- Jak bardzo chcesz być w drużynie? - spojrzał na mnie
- Najbardziej na świecie. - odparłam z uśmiechem.
- Nie będziesz płakać jak się pobrudzisz, albo złamiesz paznokieć?
- Obiecuje, że nie.
- Biorę cię - uśmiechnął się.
- Dziękuję - podskoczyłam i pobiegłam do szatni, szybko się ogarnęłam, by jeszcze zdążyć zabrać książki. Poszłam do szkoły lecz nigdzie nie umiałam znaleźć klucza. Nagle przed sobą zobaczyłam Olivera.
- To chyba należy do ciebie. - pomachał mi kluczem przed oczami.
- ooo, dziękuje. - wyciągnęłam dłoń po klucz, a on położył go na mojej dłoni. Puścił mi oczko i poszedł do Nialla i reszty. Podeszłam do mojej szafki. Może nie są tacy źli? Może się do mnie przekonali? Otworzyłam szafkę i BUM! Wybuchła bomba z mąki. Usłyszałam za sobą śmiech. Odwróciłam się, zobaczyłam Olivera i resztę zespołu.
- Pamiętaj by nie zostawiać klucza bez opieki - powiedział Oliver. Myliłam się. Cały korytarz śmiał się ze mnie. Wzięłam resztę mąki, która została w mojej szafce i wysypałam ją na chłopaków.
- Artystka nie jest już oazą spokoju - zaśmiał się Horan. Trzasnęłam drzwiczkami od szafki, zabrałam torebkę i poszłam do domu. Nienawidzę tej szkoły, nie cierpię tych ludzi, mam dość tego miasta. Po chwili byłam już w domu. Na wejściu spotkałam mamę.
- Kotku co się stało? - zapytała widząc mnie całą w mące.
- Nic - odburknęłam i poszłam na górę. Wrzuciłam torebkę do pokoju i poszłam do łazienki wziąć prysznic. Co mam zrobić, aby móc wrócić do starej szkoły? Nie chce więcej widzieć tych ludzi. Prędzej utnę sobie ręce niż zacznę się z kimś przyjaźnić. Zmyłam z siebie całą mąkę, wysuszyłam się i ubrałam wygodnie. Wzięłam z pokoju zeszyt, ołówek i parę kredek. Usiadłam w niedużym ogrodzie. Zaczęłam rysować Boże, gdyby Niall nie był dupkiem, mógłby być zajebistym facetem. Jest bardzo przystojny. Ale Cat wybij go sobie z głowy, to nie człowiek twojego pokroju. A może w głębi duszy jest dobrym człowiekiem?
*
Od autorki: Kochani, jeśli jest ktoś, kto chciałby być informowany o nowych rozdziałach może dodać w zakładce "informowani" komentarz z linkiem do aska lub twittera.
poniedziałek, 1 lutego 2016
Rozdział 1 - Jestem Cat.
Nieszczęsny budzik zadzwonił o godzinie 7:00. Wyłączyłam go zrzucając z szafki. Nienawidzę wstawać wcześnie. Przytuliłam się do mojego ulubionego pluszowego misia Teodora i wpatrywałam się w sufit. Boje się tam iść. Moi znajomi i rodzina odbierają mnie jako bardzo pewną siedzie i wyluzowaną osobę, ale tak na prawdę w głębi duszy, boje się być sobą, boje się poznawać nowych ludzi. Mam wrażenie, że nie mogę być sobą, bo mnie nie polubią. Tylko w muzyce i tańcu jestem sobą. Ciekawe co będę robiła w tej szkole. Muszę sobie znaleźć jakieś zajęcia dodatkowe.
- Catherine! Wstawaj! - jak zwykle mama wyrwała mnie z rozmyślań.
- Już wstaje! - krzyknęłam i bardzo powoli się podniosłam. Wolnym krokiem poczłapałam do łazienki, by wziąć prysznic. Ściągnęłam piżamę i weszłam pod prysznic. Odkręciłam wodę i użyłam moich ulubionych kosmetyków do pielęgnacji ciała. Zdecydowanie poprawiło mi to humor. Wyszłam spod prysznica, wytarłam się, ubrałam bieliznę i wysuszyłam moje długie włosy. Gdy udało mi się ułożyć moje niesforne włosy i zrobiłam makijaż poszłam do garderoby się ubrać. Wybrałam swój ulubiony strój - biały luźny top, czarne rurki, marynarka i czarne botki na obcasie. Wróciłam do pokoju w poszukiwaniu dodatków. Ubrałam bransoletki i kolczyki. Do czarnej torebki wrzuciłam najpotrzebniejsze rzeczy oraz jakiś zeszyt. Zeszłam na dół, postawiłam torebkę przy drzwiach. Usiadłam przy stole i wzięłam kanapkę.
- Gotowa na pierwszy dzień? - tata zapytał podekscytowany.
- Nie - burknęłam i zaczęłam jeść.
- Oj kotku, będzie fajnie - przytulił mnie.
- Zapewne - zjadłam kanapkę, napiłam się soku - będę już szła, nie chce się spóźnić - wstałam od stołu. Wzięłam torebkę i wyszłam. Włożyłam słuchawki do uszu, włączyłam muzykę, wpisałam adres szkoły w GPS i poszłam spacerkiem. Cholernie się boje tam iść. Tata jest przekonany, że się wpasuje, ale martwię się, że tak nie będzie. Że nie będę pasowała do tej szkoły i tego otoczenia. Po krótkim spacerze byłam na miejscu. Instytucja zwana szkołą czekała na mnie. Weszłam do środka. Ludzie byli całkowicie inni. Każdy miał ubrane trampki i bluzę. Zauważyłam tylko kilka dziewczyn, które miały na sobie sukienki. Chyba się wygłupiłam marynarką i szpilkami. Westchnęłam w duchu i poszłam do sekretariatu. Weszłam do środka. Kobieta siedząca za biurkiem spojrzała na mnie wymownie.
- Witam, nazywam się Catherine Valentine. Jestem nową uczennicą. Chciałam prosić o mój plan zajęć - uśmiechnęłam się życzliwie.
- Już słoneczko - uśmiechnęła się kobieta i spojrzała do teczki i zaczęła przeglądać papiery. Zajrzała do drugiej i trzeciej teczki. I po chwili położyła plan lekcji na biurku.
- Proszę. Oto twój plan - podsunęła go w moją stronę - musisz sobie znaleźć zajęcia dodatkowe, które będą się odbywały w tych godzinach - zaznaczyła polna w planie lekcji markerem. - listę zajęć znajdziesz na tablicach w korytarzu. Pierwszą lekcję masz w 312 i jest to historia. - uśmiechnęła się i zadzwonić dzwonek.
- Dziękuje - uśmiechnęłam się i już chciałam wychodzić, lecz kobieta mnie zawołała.
- Jeszcze jedno panienko - kobieta uśmiechnęła się - jeszcze poczekaj dam ci szafkę. - wstała i podeszła powoli do komody otwierając jedną z szuflad. Sekretarka była to kobieta, która miała około 50 lat i miała sporą nadwagę.
- O są. - powiedziała i podeszła do mnie. Podała mi kluczyk - proszę słońce, numer twojej szafki to 485. Leć na lekcje to już dawno po dzwonku - uśmiechnęła się życzliwie.
- Dziękuje - uśmiechnęłam się i wyszłam na korytarz, na którym już nikogo nie było. Poszła poszukać sali w której mam lekcje. Jestem okropnie zestresowana. Dłonie mi się trzęsą.
- i oto jest - powiedziałam do siebie stoją pod drzwiami sali 312. Delikatnie zastukałam i weszłam do środka. Jakieś 30 par oczu spojrzało na mnie i zaczęli coś szeptać między sobą.
- Dzień dobry. Jestem Catherine Valentine, jestem nową uczennicą. Przepraszam za spóźnienie - uśmiechnęłam się delikatnie, a w klasie zrobił się szum.
- Klaso cisza! - zawołał nauczyciel, po czym spojrzał na mnie - Witaj Catherine. - spojrzał znów na klasie. - Kochani to jest Catherine, wasza nowa koleżanka. Catherine opowiedz klasie coś o sobie. Skąd do nas przyjechałaś i co lubisz robić.
- Więc jak już mówiłam jestem Catherine Valentine. Znajomi mówią do mnie Cat. Interesuje się szeroko pojętą sztuką. Tańczę, śpiewam, gram, maluje. Dotychczas chodziłam do prywatnej szkole artystycznej. - uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Dobrze Cat. Usiądź proszę i zaczniemy lekcje - powiedział nauczyciel, a ja rozejrzałam się za wolnym miejscem. Ooo, znalazłam. Ostatnia ławka pod oknem, miejsce obok.... właśnie miejsce obok przystojnego blondyna. Podeszłam tam.
- Wolne? - zapytałam cicho.
- A widzisz żeby ktoś tu siedział? - burknął, a ja usiadłam.
- Jestem Cat. - wyciągnęłam dłoń.
- A ja jestem człowiekiem, który chce mieć spokój - chłopak nawet na mnie nie spojrzał i wrócił do robienia notatek. Wyciągnęłam swój zeszyt i również zaczęłam notować. Lekcja minęła stosunkowo szybko. Nawet nie zdążyłam się obejrzeć jak zadzwonił dzwonek. Wszyscy wybiegli z sali, ja natomiast wyciągnęłam plan lekcji by sprawdzić, gdzie mam kolejną lekcje.
- Nie przejmuj się Niallem, człowiek nie akceptuje nikogo poza swoimi przyjaciółmi. - powiedziała do mnie śliczna brunetka.
- Nie przejmuje się - powiedziałam chowając plan lekcji.
- Przecież widzę. - uśmiechnął się - też jestem tancerką i wiem jak bardzo ta szkoła stara się stłumić sztukę. Musisz być silna - zaśmiała się - Jestem Amelia.
- A ja Cat. Już się pogodziłam z tym, że nie będę mogła robić tego co w tamtej szkole. - uśmiechnęłam się delikatnie - wiesz gdzie znajdę szafkę numer 485?
- Zaraz koło mojej. Chodź to Ci pokażę. - uśmiechnęła się życzliwie. Wyszłyśmy na korytarz, a Amelia poprowadziła mnie do szafki.
- Jakie tu są zajęcia dodatkowe? - zapytałam nową koleżankę
- Nic ciekawego. Piłka nożna, koszykówka, cheerleadering, koła naukowe. Zupełnie nic ciekawego - westchnęłam.
- Bez sensu - jęknęłam cicho.
- Co wybierzesz? - zapytała.
- Nie wiem, chyba piłkę nożną. - podeszłam do szafki.
- Powodzenia, jest mało dziewczyn, którym udało się dostać, wynik wynosi, aż 0 - przewróciła oczami - ale może ci się uda. Westchnęłam głośno i schowałam rzeczy do szafki. Chwilę później zadzwonił dzwonek. Matematyka i fizyka minęły mi bardzo szybko. Po lekcjach poszłam na nabór do drużyny. Gdy weszłam w stroju na boisko, ludzie dziwnie się na mnie spojrzeli. A ja zobaczyłam znów chłopaka z lekcji historii. Podeszłam do trenera.
- Witam. Chciałabym dołączyć do drużyny - powiedziałam.
- Dobrze, zaraz cię przetrenujemy - odpowiedział trener.
- Ej artystka, żebyś tylko sobie paznokci nie połamała - zaśmiał się blondyn, którego poznałam na lekcji. To będzie długi trening.
- Catherine! Wstawaj! - jak zwykle mama wyrwała mnie z rozmyślań.
- Już wstaje! - krzyknęłam i bardzo powoli się podniosłam. Wolnym krokiem poczłapałam do łazienki, by wziąć prysznic. Ściągnęłam piżamę i weszłam pod prysznic. Odkręciłam wodę i użyłam moich ulubionych kosmetyków do pielęgnacji ciała. Zdecydowanie poprawiło mi to humor. Wyszłam spod prysznica, wytarłam się, ubrałam bieliznę i wysuszyłam moje długie włosy. Gdy udało mi się ułożyć moje niesforne włosy i zrobiłam makijaż poszłam do garderoby się ubrać. Wybrałam swój ulubiony strój - biały luźny top, czarne rurki, marynarka i czarne botki na obcasie. Wróciłam do pokoju w poszukiwaniu dodatków. Ubrałam bransoletki i kolczyki. Do czarnej torebki wrzuciłam najpotrzebniejsze rzeczy oraz jakiś zeszyt. Zeszłam na dół, postawiłam torebkę przy drzwiach. Usiadłam przy stole i wzięłam kanapkę.
- Gotowa na pierwszy dzień? - tata zapytał podekscytowany.
- Nie - burknęłam i zaczęłam jeść.
- Oj kotku, będzie fajnie - przytulił mnie.
- Zapewne - zjadłam kanapkę, napiłam się soku - będę już szła, nie chce się spóźnić - wstałam od stołu. Wzięłam torebkę i wyszłam. Włożyłam słuchawki do uszu, włączyłam muzykę, wpisałam adres szkoły w GPS i poszłam spacerkiem. Cholernie się boje tam iść. Tata jest przekonany, że się wpasuje, ale martwię się, że tak nie będzie. Że nie będę pasowała do tej szkoły i tego otoczenia. Po krótkim spacerze byłam na miejscu. Instytucja zwana szkołą czekała na mnie. Weszłam do środka. Ludzie byli całkowicie inni. Każdy miał ubrane trampki i bluzę. Zauważyłam tylko kilka dziewczyn, które miały na sobie sukienki. Chyba się wygłupiłam marynarką i szpilkami. Westchnęłam w duchu i poszłam do sekretariatu. Weszłam do środka. Kobieta siedząca za biurkiem spojrzała na mnie wymownie.
- Witam, nazywam się Catherine Valentine. Jestem nową uczennicą. Chciałam prosić o mój plan zajęć - uśmiechnęłam się życzliwie.
- Już słoneczko - uśmiechnęła się kobieta i spojrzała do teczki i zaczęła przeglądać papiery. Zajrzała do drugiej i trzeciej teczki. I po chwili położyła plan lekcji na biurku.
- Proszę. Oto twój plan - podsunęła go w moją stronę - musisz sobie znaleźć zajęcia dodatkowe, które będą się odbywały w tych godzinach - zaznaczyła polna w planie lekcji markerem. - listę zajęć znajdziesz na tablicach w korytarzu. Pierwszą lekcję masz w 312 i jest to historia. - uśmiechnęła się i zadzwonić dzwonek.
- Dziękuje - uśmiechnęłam się i już chciałam wychodzić, lecz kobieta mnie zawołała.
- Jeszcze jedno panienko - kobieta uśmiechnęła się - jeszcze poczekaj dam ci szafkę. - wstała i podeszła powoli do komody otwierając jedną z szuflad. Sekretarka była to kobieta, która miała około 50 lat i miała sporą nadwagę.
- O są. - powiedziała i podeszła do mnie. Podała mi kluczyk - proszę słońce, numer twojej szafki to 485. Leć na lekcje to już dawno po dzwonku - uśmiechnęła się życzliwie.
- Dziękuje - uśmiechnęłam się i wyszłam na korytarz, na którym już nikogo nie było. Poszła poszukać sali w której mam lekcje. Jestem okropnie zestresowana. Dłonie mi się trzęsą.
- i oto jest - powiedziałam do siebie stoją pod drzwiami sali 312. Delikatnie zastukałam i weszłam do środka. Jakieś 30 par oczu spojrzało na mnie i zaczęli coś szeptać między sobą.
- Dzień dobry. Jestem Catherine Valentine, jestem nową uczennicą. Przepraszam za spóźnienie - uśmiechnęłam się delikatnie, a w klasie zrobił się szum.
- Klaso cisza! - zawołał nauczyciel, po czym spojrzał na mnie - Witaj Catherine. - spojrzał znów na klasie. - Kochani to jest Catherine, wasza nowa koleżanka. Catherine opowiedz klasie coś o sobie. Skąd do nas przyjechałaś i co lubisz robić.
- Więc jak już mówiłam jestem Catherine Valentine. Znajomi mówią do mnie Cat. Interesuje się szeroko pojętą sztuką. Tańczę, śpiewam, gram, maluje. Dotychczas chodziłam do prywatnej szkole artystycznej. - uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Dobrze Cat. Usiądź proszę i zaczniemy lekcje - powiedział nauczyciel, a ja rozejrzałam się za wolnym miejscem. Ooo, znalazłam. Ostatnia ławka pod oknem, miejsce obok.... właśnie miejsce obok przystojnego blondyna. Podeszłam tam.
- Wolne? - zapytałam cicho.
- A widzisz żeby ktoś tu siedział? - burknął, a ja usiadłam.
- Jestem Cat. - wyciągnęłam dłoń.
- A ja jestem człowiekiem, który chce mieć spokój - chłopak nawet na mnie nie spojrzał i wrócił do robienia notatek. Wyciągnęłam swój zeszyt i również zaczęłam notować. Lekcja minęła stosunkowo szybko. Nawet nie zdążyłam się obejrzeć jak zadzwonił dzwonek. Wszyscy wybiegli z sali, ja natomiast wyciągnęłam plan lekcji by sprawdzić, gdzie mam kolejną lekcje.
- Nie przejmuj się Niallem, człowiek nie akceptuje nikogo poza swoimi przyjaciółmi. - powiedziała do mnie śliczna brunetka.
- Nie przejmuje się - powiedziałam chowając plan lekcji.
- Przecież widzę. - uśmiechnął się - też jestem tancerką i wiem jak bardzo ta szkoła stara się stłumić sztukę. Musisz być silna - zaśmiała się - Jestem Amelia.
- A ja Cat. Już się pogodziłam z tym, że nie będę mogła robić tego co w tamtej szkole. - uśmiechnęłam się delikatnie - wiesz gdzie znajdę szafkę numer 485?
- Zaraz koło mojej. Chodź to Ci pokażę. - uśmiechnęła się życzliwie. Wyszłyśmy na korytarz, a Amelia poprowadziła mnie do szafki.
- Jakie tu są zajęcia dodatkowe? - zapytałam nową koleżankę
- Nic ciekawego. Piłka nożna, koszykówka, cheerleadering, koła naukowe. Zupełnie nic ciekawego - westchnęłam.
- Bez sensu - jęknęłam cicho.
- Co wybierzesz? - zapytała.
- Nie wiem, chyba piłkę nożną. - podeszłam do szafki.
- Powodzenia, jest mało dziewczyn, którym udało się dostać, wynik wynosi, aż 0 - przewróciła oczami - ale może ci się uda. Westchnęłam głośno i schowałam rzeczy do szafki. Chwilę później zadzwonił dzwonek. Matematyka i fizyka minęły mi bardzo szybko. Po lekcjach poszłam na nabór do drużyny. Gdy weszłam w stroju na boisko, ludzie dziwnie się na mnie spojrzeli. A ja zobaczyłam znów chłopaka z lekcji historii. Podeszłam do trenera.
- Witam. Chciałabym dołączyć do drużyny - powiedziałam.
- Dobrze, zaraz cię przetrenujemy - odpowiedział trener.
- Ej artystka, żebyś tylko sobie paznokci nie połamała - zaśmiał się blondyn, którego poznałam na lekcji. To będzie długi trening.
niedziela, 31 stycznia 2016
Prolog.
Niektórzy mówią, że zmiana szkoły to nic takiego. Przecież, przez całe życie dokonujemy zmian. Mama mi mówi, że jestem wszechstronnie uzdolniona, więc sobie poradzę. Ale ja tak nie myślę. Całe życie chodziłam do szkoły artystycznej. Śpiewałam, grałam, tańczyłam, malowałam. Czekało na mnie stypendium. A życie jak zwykle płata mi figle. Mój ojciec stracił pracę i musimy się przenieść do innego miasta. Niestety nie będę miała możliwości dojeżdżać do mojej starej szkoły, więc muszę zacząć chodzić do lokalnej szkoły publicznej. Taniec, muzykę i sztukę muszę zamienić na niekompetentnych nauczycieli, zajęcia piłki nożnej i podrygiwanie cheerleaderek. Bo taniec to na pewno nie jest. Co najgorsze muszę zostawić moich przyjaciół. Oni mówią mi, że zawsze będziemy się przyjaźnić, ale ja wiem jak będzie. Będziemy mieli jeszcze kontakt przez około 2 lub 3 miesiące, a później się urwie...
- Catherine! Włóż ostatnie rzeczy do auta, musimy już jechać. - z rozmyślań wyrwała mnie mama. Nienawidzę, gdy tak do mnie mówi. Nie jestem Catherine, jestem Cat.
- Już idę! - zawołałam i schowałam ostatnie rzeczy do pudełka. Rozejrzałam się ostatni raz po moim pokoju. A raczej już nie moim.
- Tato pomożesz mi?! - krzyknęłam i wzięłam lżejsze kartony. Zapakowaliśmy wszystko do auta.
- Czyli możemy jechać? - zapytała mama, jakbyśmy po prostu jechali na wakacje.
- Sprawdzę jeszcze czy wszystko zabrałam. - odparłam i pobiegłam do swojego pokoju, usiadłam załamana na łóżku i patrzyłam w przestrzeń. Cholernie nie chcę wyjeżdżać, a mojej mamie jest to na rękę. Nigdy nie lubiła tego miasta i domu. Ona mnie po prostu próbuje i nie chce mnie zrozumieć. Nagle poczułam dłoń na moim ramieniu. Odwróciłam się i zobaczyła tatę. Usiadł obok mnie.
- Wiem, że nie chcesz wyjeżdżać. Nie mieliśmy innego wyjścia. - objął mnie - gdybyśmy tu zostali nie utrzymalibyśmy tego domu, ani nie mógłbym zapłacić za szkołę. Ale tam też się odnajdziesz. Jesteś świetną dziewczyną i masz bardzo dużo zainteresowań. Uda ci się - ucałował mnie w głowę - obiecuje, że nic się nie zmieni. A teraz jedziemy - wstał i podał mi rękę. Niechętnie ujęłam jego dłoń i wstałam. Poszliśmy do samochodu. Wsiadłam na tylne siedzenie.
- No to w drogę! - zawołał tata i odpalił samochód. Więc to koniec. Papa domku, papa znajomi, papa życie. Włożyłam słuchawki do uszu i włączyłam ulubioną muzykę. Przed dobrą godzinę patrzyłam przez okno samochodu, aż zasnęłam...
- Catherine, Catherine wstawaj, jesteśmy na miejscu - obudziła mnie mama. Wyciągnęłam słuchawki z uszu, przetarłam oczy i wysiadłam z auta. Zobaczyłam nieduży piętrowy domek. Był chyba o połowę mniejszy od poprzedniego domu. Weszłam niepewnie do środka. Rozejrzałam się. Weszłam do pomieszczenia, które łączyło w sobie kuchnie, jadalnie i salon. Bardzo przytulnie. Na wprost mnie było wyjście do niedużego ogrodu i schody na piętro. Weszłam po nich ostrożnie. Na górze znajdowały się dwie sypialnie, łazienka i nieduża garderoba. Znalazłam swój pokój. Był mniejszy od poprzedniego, ale równie przytulny. Przyniosłam kartony i się rozpakowałam. Może jednak nie będzie tak źle i polubię to miejsce?
- Catherine! Włóż ostatnie rzeczy do auta, musimy już jechać. - z rozmyślań wyrwała mnie mama. Nienawidzę, gdy tak do mnie mówi. Nie jestem Catherine, jestem Cat.
- Już idę! - zawołałam i schowałam ostatnie rzeczy do pudełka. Rozejrzałam się ostatni raz po moim pokoju. A raczej już nie moim.
- Tato pomożesz mi?! - krzyknęłam i wzięłam lżejsze kartony. Zapakowaliśmy wszystko do auta.
- Czyli możemy jechać? - zapytała mama, jakbyśmy po prostu jechali na wakacje.
- Sprawdzę jeszcze czy wszystko zabrałam. - odparłam i pobiegłam do swojego pokoju, usiadłam załamana na łóżku i patrzyłam w przestrzeń. Cholernie nie chcę wyjeżdżać, a mojej mamie jest to na rękę. Nigdy nie lubiła tego miasta i domu. Ona mnie po prostu próbuje i nie chce mnie zrozumieć. Nagle poczułam dłoń na moim ramieniu. Odwróciłam się i zobaczyła tatę. Usiadł obok mnie.
- Wiem, że nie chcesz wyjeżdżać. Nie mieliśmy innego wyjścia. - objął mnie - gdybyśmy tu zostali nie utrzymalibyśmy tego domu, ani nie mógłbym zapłacić za szkołę. Ale tam też się odnajdziesz. Jesteś świetną dziewczyną i masz bardzo dużo zainteresowań. Uda ci się - ucałował mnie w głowę - obiecuje, że nic się nie zmieni. A teraz jedziemy - wstał i podał mi rękę. Niechętnie ujęłam jego dłoń i wstałam. Poszliśmy do samochodu. Wsiadłam na tylne siedzenie.
- No to w drogę! - zawołał tata i odpalił samochód. Więc to koniec. Papa domku, papa znajomi, papa życie. Włożyłam słuchawki do uszu i włączyłam ulubioną muzykę. Przed dobrą godzinę patrzyłam przez okno samochodu, aż zasnęłam...
- Catherine, Catherine wstawaj, jesteśmy na miejscu - obudziła mnie mama. Wyciągnęłam słuchawki z uszu, przetarłam oczy i wysiadłam z auta. Zobaczyłam nieduży piętrowy domek. Był chyba o połowę mniejszy od poprzedniego domu. Weszłam niepewnie do środka. Rozejrzałam się. Weszłam do pomieszczenia, które łączyło w sobie kuchnie, jadalnie i salon. Bardzo przytulnie. Na wprost mnie było wyjście do niedużego ogrodu i schody na piętro. Weszłam po nich ostrożnie. Na górze znajdowały się dwie sypialnie, łazienka i nieduża garderoba. Znalazłam swój pokój. Był mniejszy od poprzedniego, ale równie przytulny. Przyniosłam kartony i się rozpakowałam. Może jednak nie będzie tak źle i polubię to miejsce?
Subskrybuj:
Posty (Atom)